Po Europejsku

Porto - swoje miasto



Czując zmianę ciśnienia oraz stopniowe zatykanie się uszu kiedy samolot obniżał swój lot na powierzchni ziemi ''wyrastały'' pierwsze budynki ukazujące miasto.

- Co to jest do cholery? - pomyślałem i patrzyłem się dalej przez okno

Dym z kominów fabryk piął się wyżej i wyżej, a rdzewiejące i lekko rozpadające się budynki nie napawały optymizmem na słoneczne i beztroskie wakacje.

Lądując na Aeroporto samo lotnisko na początku też nie robiło wrażenia. Do czasu...do czasu kiedy nie zobaczyliśmy jak wygląda w całej okazałości. Nowoczesny budynek miał idealne połączenie z metrem które w 30-40 minut dowoziło pasażerów do centrum miasta.
Gorące i suche powietrze szybko opatuliło nasze ciała, a butelka z zimną wodą szybko stawała się pusta.
Podczas podróży metrem które raz jedzie pod ziemią, a raz na jej powierzchni ważne jest aby raz zakupiony bilet zachować, a późnej go zwyczajnie doładowywać.



Kwestia dogadania

Jak każdy wie ''koniec języka za przewodnika'' i tak było też i tym razem. Docierając do pensjonatu znajdującego się w dalszej części miasta ciężko było się z kimś dogadać aby pomógł wskazać odpowiednią drogę ponieważ nikt praktycznie nie mówił po angielsku, ale co mam narzekać skoro jezykiem urzędowym w Portugalii nie jest angielski przecież.

- Puk, puk, puk - stukamy do ciemnobrązowych drzwi pensjonatu

Otwiera miła staruszka która na dzień dobry wita nas serdecznym uśmiechem i babciną serdecznością.

- Bom dia - mówi pracownica pensjonatu

- Bom dia - nieśmiało odpowiadam nie znając języka. Do you speak English - pytam pewnie lecz staruszka przecząco kręci głową. Deutsch? - pytam dalej lecz reakcja jest do przewidzenia. Netherlandse? - ryzykuje, ale bez skutku. Przez chwile patrzymy na siebie i wkońcu starsza Pani troszkę bardziej pewnym głosem stwierdza pytająco: Poljaki?

- Da! Poljaki. U nas jest kwatira dlja mienia i mojej żensiny - odpowiadam

Okazuje się, że pracownicą pensjonatu jest ukrainka, która wiele lat temu opuściła ''blok wschodni'' i pojechała szukać szczęścia w kraju słońca i taniego wina.



Porto jest drugim największym miastem tuż po Lizbonie. Ustyuowane w bajecznej części pomiędzy rzeką Douro, małymi wzniesieniami oraz Oceanem Atlantyckim. Pomiędzy wieloma informacjami przewijającymi się w internecie możemy znaleźć wzmianki iż Porto zostało prawdopodobnie założone przez Rzymian lub Celtów.



Z oddali słychać warkot pił spalinowych które jakby miały za chwilę spaść niczym deszcz meteorytów na ziemię. Idąc bliżej ku rzece okazuje się, że są to silniki, ale od samolotów które z zawrotną prędkością wykonują akrobacje tak aby zmieścić się w wyznaczonym czasie. Nad rzeką Douro odbywa się cyklicznie jeden z etapów Red Bull Air Race w którym piloci walczą z przeciążeniami powodującymi u ''normalnego'' człowieka zawroty głowy oraz utratę przytomności.

Cdn.

Zakamarki Yorkshire.



Część West Yorkshire to według mnie doliny i deszczowa pogoda. Niskie i ciężkie chmury przysłaniające słońce i zapowiadające nieustanne krople deszczu bombardujące wszystko co znajdzie się na ich drodze. Ale dość narzekania!



Yorkshire to malownicza i świeża zieleń pagórków oraz ciągnących się aż po horyzont wzgórz. Na wrzosowiskach od Manchesteru aż po Szkocję słyszałem, że można się pogubić niczym na pustyni.



Rejony Gaping Gill to senne wzgorza z pogodą która jest jeszcze bardziej zmienna i humorzasta niczym kobieta ;)
Obszar Gaping Gill jest jednym z najdłuższych kompleksów jaskiniowych na terenie Angli. Mieści sie w hrabstwie North Yorkshire.



Ponadto liczne trasy rowerowe oraz ścieżki idealnie pasują do wypadu na cały dzień bądź weekend.
Podczas spaceru po wzgórzach mijałem ludzi którzy dźwigali namioty i mimo deszczowej pogody decydowali się na noc pośród pustki i zielonego dywanu trawy tak aby porankiem móc się cieszyć pięknym widokiem wschodzącego słońca.



Jest to rejon dla miłośników grot oraz tych którzy nie chodzą w parze z klaustrofobią. Dziewicze rejony robią niesamowite wrażenie na ''zwiedzających''.

Gdzieś pośród chmur

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz